Prof. Wiesław Godzic, medioznawca z Uniwersytetu SWPS, spróbował przeanalizować fenomen filmu „Kevin sam w domu”. Dlaczego co roku oglądamy ten sam film? Czy miłość do „Kevina samego w domu” wynika z tego, że w latach 90. podobały nam się wszystkie amerykańskie produkty? Na portalu tvpolsat.info komentarz medioznawcy na ten temat.
Prof. Wiesław Godzic, medioznawca z Uniwersytetu SWPS, spróbował przeanalizować fenomen filmu „Kevin sam w domu”. Dlaczego co roku oglądamy ten sam film? Czy miłość do „Kevina samego w domu” wynika z tego, że w latach 90. podobały nam się wszystkie amerykańskie produkty? Na portalu tvpolsat.info komentarz medioznawcy na ten temat.
Prof. Wiesław Godzic, medioznawca z Uniwersytetu SWPS:
U nas na początku lat 90. nie było filmów christmasowych. Wtedy nasza miłość do Ameryki była absolutna i bezwarunkowa. Na tej nutce film „Kevin sam w domu” został zaakceptowany jako zwyczajny, jeden z wielu filmów amerykańskich. Wszystko nam się tam podobało, że mieli paszporty i mogli w każdej chwili lecieć, a może nawet bez paszportów. Myśmy chłonęli taką amerykańskość tego filmu.
Film „Kevin sam w domu” gra z wartościami amerykańskimi. Gra, ponieważ nie hołduje im do końca, ale jest typowym hollywoodzkim filmem z happy endem. Pozycja rodziny jest dziwaczna. Jest to rodzina w rozpadzie. Jest ich dużo, mijają się, nie spotykają ze sobą, zapominają o sobie. Amerykanie wiedzą o co chodzi. W ogóle jest pewien atak na rodzinę, że nie spełnia ona swoich funkcji. Pokazano rzeczy ważne, prawdziwe i głębokie, ale pod warstwą tej znakomitej komedyjki. Ogląda się to fajne, ale po wyjściu z kina zastawiamy się – no dobrze, ta matka kocha tego syna, ale nie mogłaby zadbać o niego w inny sposób? Jaka jest rola rodzeństwa, kuzynów? Czy z tych ludzi, którzy nieustannie się biją, wyrosną osoby, które będą sobie pomagać? To są pytania, które chce postawić ten film, ale one nie są śmieszne.