Dziś, Beata Grabarczyk, która widzom Polsat News jest znana przede wszystkim z niezmywalnego uśmiechu i uroku osobistego, które idą w parze z doświadczeniem i profesjonalizmem. Prezenterka, reporterka – a po godzinach – fanka ciszy, spokoju i dobrej książki.
Krzysztof Machajski, tvpolsat.info: „Proces uzawodowienia” to chyba najbardziej urocza wpadka w Pani wykonaniu. Jak Pani do nich podchodzi? Włącza sobie Pani powtórki, żeby się pośmiać?
Beata Grabarczyk, Polsat News: Zachciało mi się tego „uzawodowienia” … 🙂 Zawsze kusi minie, żeby pobawić się startówką – a potem klops… Moje wpadki bawią mnie w czasie czytania, potem o nich zapominam, a nawet jeśli pamiętam, to ich nie oglądam, bo nie lubię siebie oglądać. Najlepiej pamiętam tę, gdy obiecałam niejakiemu „Kokosowi”, że go zabiję… Cóż, każdy ma swojego Rurka :-)) Swoją drogą, nie rozumiem dlaczego zamiast spłonąć ze wstydu, zaczynam się śmiać… To chyba strasznie nieprofesjonalne 🙂
Zapytałem o wpadki, ponieważ niektórzy telewidzowie bardzo często słowa usłyszane od prowadzących, reporterów itp. biorą jeden do jeden, nie zostawiając sobie pewnego dystansu na własną refleksję, własne przemyślenia, nierzadko, dodatkowo o pewne rzeczy (np. brak profesjonalizmu, nieobiektywność) oskarżając właśnie tych, którzy mówią do kamery. Z czego to wynika?
Myślę, że to bierze się z niezrozumienia mediów. Dziennikarze często kreowani są na nadludzi – tacy mądrzy, wszystko wiedzą, wygłaszają autorytatywnie pewne tezy. Nikt nie myśli, że to zwykli ludzie, którzy korzystają z narzędzi, które mają – Internetu, literatury, opinii ekspertów itp. I którzy mają na tyle tupetu, by zabierać głos w sprawach, o których nie mają pojęcia :-))) Dziennikarstwo to zwykły zawód dla zwykłych ludzi, a ekran telewizora, to nie święty obraz. Ale niewielu chce w to uwierzyć. Ja od dawna mówię, że potrzebna jest edukacja medialna, która od dziecka będzie przygotowywała nas życia w medialnym świecie.
Zastanawia mnie czy tak uśmiechniętą, pogodną i uroczą kobietę, jaką Pani niewątpliwie jest, ktokolwiek (np. polityk) jest w stanie wyprowadzić z równowagi? Miewała Pani momenty, że w trakcie programu, chciała Pani uderzyć pięścią w stół?
Pewnie. Okropnie drażni mnie, gdy moi goście skaczą sobie do oczu i nie pozwalają mi dojść do głosu. Bo co innego dyskusja, a co innego magiel. Czasami, mam więc ochotę „zrobić Chruszczowa”, czyli walnąć w stół obcasem. Albo dzwonek by sie przydał :-))) Dłoni szkoda. 🙂 Ale w sumie krzyki też można spuentować na wesoło. Tylko ze zwykłym chamstwem nie wiadomo co zrobić…
Ile przeciętnie trwa przygotowanie jednego wydania „To był dzień” i jakie są poszczególne części tych przygotowań? Przybliżmy naszym Czytelnikom w telegraficznym skrócie Waszą codzienną pracę.
Cały dzień, a właściwie całą dobę, bo myślenie nad tematami i gośćmi zaczyna się już wieczorem poprzedniego dnia. Rano o 10 mamy kolegium – decydujemy, o czym chcemy rozmawiać. Reporterzy dostają tematy do przygotowania i po umówieniu rozmówców ruszają na zdjęcia. Tworzenie trzyminutowego materiału zajmuje cały dzień, często gotowe felietony trafiają do reżyserki w ostatniej chwili. Producent i wydawca dzwonią do potencjalnych gości, co często zajmuje godziny. Jednocześnie wszyscy w taki, czy inny sposób kontrolujemy, co się dzieje, bo może wydarzy się coś ciekawszego, albo ważniejszego i trzeba będzie zmienić tematy… W sumie bywa nerwowo, choć stres daję się opanować.
Trzeba jeszcze zadbać o całą oprawę – zrobić podpisy, przygotować tzw. heady – czyli sekwencję wprowadzającą program, zamówić tła na telebim, sprawdzić teksty reporterów, którzy muszą mieć też czas na montaż. I pewnie z milion rzeczy, o których nawet nie pamiętam, bo to taka technologiczna rutyna. Prezenter przez cały dzień się doucza – czyta co tylko się da i przygotowuje tezy do rozmowy. Pisze wszystkie podprowadzenia itp. Od pół godziny do godziny musi poświęcić na makijaż – tylko Darek Ociepa ma łatwiej – 10 min. i po krzyku :-))). Efekty widać na antenie. 🙂
A kiedy czas na relaks? I czy ma Pani jeszcze inne sposoby na „wywietrzenie głowy” po ciężkim dni w redakcji, niż dobra lektura?
Relaks – w wolne dni, albo po programie – choć w tym ostatnim przypadkowy relaks oznacza sen po kolejnym przeglądzie portali i agencji – albo po wyłączeniu telefonu 🙂 Z utęsknieniem czekam na wiosnę, bo wtedy będę mogła oddać się najlepszemu odpoczynkowi – czyli słuchaniu śpiewu ptaków w ogrodzie. Cisza i spokój, to resetuje mój mózg, albo coś, co nazywam wycieczkami – czyli wyjazdami z miasta, koniecznie w nieznane do tej pory miejsce, niezbyt planowanymi i przygotowanymi. Głaskanie kota też robi świetnie:-))) A najlepiej głaskać kota w ogrodzie, słuchając śpiewu ptaków i czytając książkę – prawie raj.
Macham łapą wszystkim Czytelnikom tvpolsat.info. Fajnie wiedzieć, że kogoś interesuje nasza robota 🙂 Czytajcie, ale przede wszystkim oglądajcie :-))))) Bo codziennie to był jakiś dzień. Może warto wiedzieć jaki…